Mój Kraków
Unikatowe zdjęcie Plant – droga prowadząca na Wawel
Na Krakowie – msza w intencji lotników w kościele Braci Kapucynów
Nawałnica nad Krakowem – sierpień 2015
KRAKÓW PRZEZ LAT CZTERDZIEŚCI
Obserwuje Kraków na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Znajomy który tu nie przyjeżdżał przez ten okres jest zaszokowany zmianami. Podczas pobytu po dwudziestopięcioletniej przerwie nie mógł znaleźć niektórych ulic. Nie dlatego że ich już nie ma, ale dlatego że ich otoczenie zupełnie inaczej wygląda. Wiele się zmieniło. Jak codziennie przechodzimy obok tych samych miejsc to nawet nie dostrzegamy istotnych zmian.
W Krakowie na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia panowała szarość. Cegły na barbakanie czy bramie floriańskiej były w kolorze sadzy i smoły od krakowskiego smogu który w owym czasie szczególnie żarłocznie malował wszystko. Kamienice, kościoły, Sukiennice. Nawet Wawel wyglądał jakby smok wawelski nic nie robił tylko ział ogniem po jego murach. Na Rynku głównym jeździły samochody a kierowcy parkowali bez żadnych ograniczeń. Nikt nie myślał wtedy o strefach i nie było żadnych ograniczeń. Inna tez była liczba samochodów.
Kościół Mariacki
Ulica Wrocławska prawie kończyła się gdzie dziś jest przejazd pod wiaduktem kolejowym. Znajdował się tam co prawda stary, pamiętający czasy austriackie tunelik łączący ulicę z Azorami, ale z racji wymiarów nie nadawał się dla przejazdu większym pojazdom.
Naprzeciw przystanku znajdują się stare mury koszar wojskowych. Były od zawsze, wybudowane przez Austriaków służą do dziś. Kiedyś dominowały wypielęgnowane rabaty z pięknymi kwiatami, chodniczki z wymalowanymi na biało krawężnikami i przystrzyżone drzewa. Na środku zieleniało zadbane boisko sportowe. Przed bramą stał wartownik. Czasami zdarzało się że wpuszczał dzieciaki z pobliskich bloków na Azorach, by pograły w piłkę na tym jedynym chyba w Krakowie tak utrzymanym boisku. Dziś jest trochę inaczej, budynki, alejki i cala reszta nie są już tak zadbane a elewacje koszar obwieszczają wszystkim dookoła swój wiek. Wojsko dziś ma ważniejsze zadania niż malowanie trawy. Na granicy koszar wybudowano nowoczesne bloki mieszkalne z których mieszkańcy mogą bez przeszkód obserwować życie na terenie jednostki wojskowej tak pilnie strzeżone w tamtych latach.
Teatr im. Juliusza Słowackiego
Ulicą Długą ciężko było przejść suchą stopą, zwłaszcza w deszczowe dni. Dziurawa jezdnia, połamane płyty chodnikowe i stary przedwojenny tramwaj przejeżdżający z wielki zgrzytem na zakrętach, na Nowy Kleparz.
W podworcach hodowano kury, kaczki a gdzieniegdzie i świnki. Konie i krowy też się zdarzało spotkać. Idąc ulicą można się więc było natknąć na ślady wielu zwierząt a ogólnie panujący zapach mieszał się z dymem z pieców węglowych. Miasto niczym nie przypominało dzisiejszej metropolii z pięknymi odrestaurowanymi kamienicami.
Rynek Główny- dzisiejsza chluba Krakowa miał biegnącą dookoła asfaltową jezdnię z miejscami parkingowymi. Ruch dookoła rynku powodował że często nie można było przejść w poprzek. Czasami ktoś pędził z zawrotną prędkością wokół, siejąc popłoch wśród pieszych gdyż w tamtych czasach to pojazdy miały pierwszeństwo nie piesi.
Rynek Główny
Choinka na Rynku Głównym
Brama Floriańska, Barbakan, Kościół Mariacki, Sukiennice nie były restaurowane od czasu wojny. Szarzały jakby ogarniał je beznadziejny pesymizm, spowodowany brakiem funduszy na odnowę.
Wisły jeszcze nie uregulowano w okolicach Wawelu. Nie było murowanego brzegu a tylko wały porośnięte trawą. Przy normalnym stanie wody w upalne dni, pełno rozłożonych kocyków z opalającymi się mieszkańcami. Pasących się zwierząt zagrodowych również nie brakowało.
W lutym lub marcu, poziom wody często podchodził pod poziom mostu Dębnickiego. Jednej zimy, chyba w 1973 wysoki poziom wody i gruby lód spowodował konieczność obciążenia mostu by nie został porwany. Wjechało wtedy na niego kilkanaście czołgów i ciężkich pojazdów wojskowych. Pod obciążeniem most przetrwał.
Poniżej i powyżej Wawelu szczególnie w okolicy Starowiślnej widziało się wielu wędkarzy. Ryba złowiona wtedy nadawała się do spożycia. Tylko statkiem po Wiśle do Tyńca płynęło się wtedy podobnie jaki i dziś.
Hejnalista
Nowa Huta miała kilkanaście lat. Świeżo wybudowane osiedle Krakowiaków dopiero się zagospodarowywało. W owym czasie najpierw budowano bloki, wprowadzano mieszkańców a w następnej kolejności budowano drogi dojazdowe chodniki i sadzono drzewa. Z punktu architektonicznego Nowa Huta jest dzielnica przemyślaną pod każdym względem. Szerokie ulice z chodnikami, trawnikami, dużo drzew, szkoły, sklepy wszystko sprawia, że przewyższa zagospodarowaniem pozostałe dzielnice Krakowa. Może z wyjątkiem nowo wybudowanych osiedli, np. w Czyżynach, gdzie oszczędne zagospodarowanie przestrzenne skurczyło chodniki, skwery i drogi dojazdowe do niewyobrażalnego minimum. Bloki w centrum Nowej Huty wybudowano, uwzględniając perspektywy rozwoju i dając mieszkańcom poczucie nowoczesnego, wygodnego, stosunkowo dużego lokum.
Azory, były kolejnym, powstałym po Nowej Hucie osiedlem. Bloki miały już cechy
postępującego kryzysu. Mieszkania z ciemną kuchnią, niewielki metraż, brak chodników i dróg oraz zasiedlanie przed tynkowaniem elewacji spowodowały niepopularną opinie która dotrwała do dziś. Nawet nazwa jakby ironicznie sugerująca lokalizację, gdzie psy szczekają, albo gdzieś na końcu świata, nikt nie wie gdzie.
Im bliżej teraźniejszości tym ciaśniej. I to chyba najbardziej widać. W Krakowie coraz gęściejsza zabudowa. Dotychczasowe skwery, oazy zieleni nawet jak nie były zagospodarowane to i tak dawały wytchnienie. Ale coraz ich mniej bo stanowią łakome miejsce dla silnych inwestorów których interes jest zupełnie inny jak oczekiwania mieszkańców. Nowoczesność pomieszana z tradycją w wielu miejscach odniosła sukces, gdzie indziej mniejszy ale wszędzie polityka urbanistyczna, ograniczania przestrzeni i wykorzystywania każdego wolnego poletka jest widoczna i jest cechą współczesności, cechą bardzo krytykowaną przed kilkudziesięciu laty.
Ireneusz Biela
Polskie koty
Koty sa wredne nie lubie wole pieski ??